sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 1

          To było dla mnie jedno,wielkie piekło. Musiałam się zmierzyć z tą sytuacją, ale przede wszystkim sama ze sobą. Siedziałam w tym cholernym domu od ponad półtorej miesiąca. Bez przerwy oglądałam filmy o bezdennym smutku i krzywdzącej miłości, których miałam dość. Cały czas od śmierci mojej mamy myślałam nad tym, dlaczego to zrobiła. Nie do końca rozumiałam to, jak można oddać życie za innego człowieka. Ponad 3 miesięcy temu potrzebny mi był natychmiastowy przeszczep. Moje serce miało zaburzenia w pracy. Oddała dla mnie swoje serce. Nasze relacje nigdy nie były dobre, ale ją bardzo kochałam. Kto by się na coś takiego zdecydował? Była dla mnie prawdziwym bohaterem. Najbardziej w tym wszystkim bolało mnie to, że byłam sama. Od tamtego czasu moją ''oficjalną'' rodziną były El i Naomi. Przychodziły do mnie codziennie, czasem z małymi wyjątkami. Znałam je od 2 lat, odkąd mieszkam w Londynie. Bliżej byłam z  Elizabeth, a Naomi zawsze umiała wprawić mnie w dobry nastrój. Każdego dnia cieszyłam się że mam kogoś na kim zawsze mogę polegać. Miałam też wrogów, ale jeżeli bym ich nie miała, mogłoby to znaczyć, że o nic w życiu nie walczyłam. Było inaczej. Rosalie zawsze utrudniała ludziom życie, ale na mnie się uwźieła. Jest to jedna z bogatych lansiar, która ma zawsze najlepsze ciuchy i najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Jej życie mogłoby się wydawać fajne, tylko co z tego, skoro miała serce z lodu i brak uczuć? Nie zazdrościłam jej, ale nie wiedziałam co oni w niej widzą. Po długim rozmyślaniu wstałam z łóżka i poszłam na dół, po coś do jedzenia. Lodówka była pełna, dziewczyny robiły mi zakupy. Nie jadłam nie wiadomo ile, ale tym razem byłam naprawdę głodna. Wyciągnęłam chleb, masło, sałatę i pomidory, po czym przygotowałam kanapki. W moim domu co 2 dni odbywały się spotkania z psychologiem. Zazwyczaj zadawał pytania, a ja odpowiadałam. Czasem coś mówił, a czasem mi kazał coś opowiadać. Może nie było to moje ulubione zajęcie, ale spotkania z miłym panem po 30 były w porządku. Za dwa tygodnie musiałam wrócić do szkoły. Przez ten czas musiałam załatwić wszystkie swoje sprawy i wrócić do formy. Tak naprawdę czułam się już bardzo dobrze, ale nikomu o tym nie mówiłam. Moje ogromne zaległości były wręcz nie do odrobienia, a jednak musiałam tego dokonać. Na razie o tym nie myślałam, ale chyba przyszedł odpowiedni moment. Moje siedzenie w milczeniu przerwał dzwonek do drzwi. Wstałam i otworzyłam. Za nimi ukazała się promienna Naomi, wraz z Tomem, jej chłopakiem.
- Hej, Charlie- wybełkotała.
- Cześć- odpowiedziałam jej- Nie miałam ochoty na żadne rozmowy, ale musiałam to docenić. Przychodziła tu i starała się dla mnie jak najlepiej.
- Przywieźlismy Ci zakupy- dopowiedział radosny Tom.
Też chciałabym tworzyć taki związek. Kochali się i było to bardzo widać. Nazwałabym ich parą idealną.
- Dziękuje.
***
Siedzieli w domu już od godziny. Może nie było widać, ale cieszyłam się z tego, bo przecież nie mogłam cały czas siedzieć w samotności. Naomi zachowywała się bardzo szczęśliwie, a takich osób potrzebowałam w swoim otoczeniu. W pewnym momencie jej twarz zbladła, a wielki banan zszedł z twarzy. Wiedziałam czego ode mnie chcę.Chciała wiedzieć, czy zajęłam się rzeczami mojej mamy.
- Zajęłaś się już tym?- zapytała, chodź wiedziała że nie.
- Zostawiłam to sobie na jutro. Wstanę z samego rana i się z tym uporam.
- Może Ci po..- nie skończyła.
- Nie!- krzyknęłam- Przepraszam, po prostu muszę to sama zrobić.
Zaczęłam płakać, a ona otarła łzy swoją ręką.

 Nic nie mówiła. Naomi nie była dobra, jeżeli chodziło o rozmowy i pocieszanie. Pasowało mi to, gdyby była tu El musiałabym z nią rozmawiać. Psycholog mi stanowczo wystarczył. Miałam dosyć życia. Nie byłam jedną z tych psychopatek, które twierdzą że są brzydkie, grube i tną się. Ale co ja dalej miałam robić? Musiałam to wszystko sobie poukładać, żeby tworzyło coś sensownego. Do tej pory nie widziałam tego sensu.
*** Obudził mnie dzwonek, który jak widać nastawiłam poprzedniego dnia. Codziennie rano czytałam list, który moja mama napisała do mnie przed śmiercią. Dodawał mi siły i jakichkolwiek chęci.
                                                            Kochana Charlie
       Wiem, że możesz mi mieć to za złe. Kocham Cię i nie mogłam inaczej postąpić. Nasze relacje nigdy nie były najlepsze, od samego początku, ale chcę żebyś wiedziała, jak bardzo Cię kocham. Byłaś dla mnie wszystkim i dłużej nie mogłam patrzeć na to, jak umierasz. Pamiętaj o tym, że nigdy nie możesz się poddawać. Zawsze podążaj za swoimi marzeniami. Zawsze, gdy jest Ci smutno myśl o tym, że czuwam nad Tobą. Jestem w każdym momencie i zawsze Cię będę chroniła. Wierzę w to, że Elizabeth i Naomi się tobą zaopiekują. To dobre dziewczyny, na których możesz polegać. Masz żyć długo i szczęśliwie. Wierzę w Ciebie.
                                                                               Twoja mama Rebecka
Tym razem nie zrobiło mi się smutno. Poczułam w sobie moc. Wiedziałam, że ona tu jest i czuwa nade mną. Zabrałam się za pakowanie wszystkich rzeczy. Byłam na to gotowa. Najpierw ubrania, potem kosmetyki i biżuteria. Dużo tego miała, zawsze lubiła kupować mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Wszystko to co było mi nie potrzebne miałam zamiar oddać biednym. Przecież nie będę tego trzymała w domu. Ktoś zapukał do domu. To nie mógł być nikt inny jak mój psycholog. Tylko on pukał, trochę bardziej normalni ludzie używali dzownka. Otworzyłam, a on wszedł do środka. Przywitał się i zasiadł na kanapie. Ja również do zrobiłam.
-Co czujesz?- zapytał, jak zawsze na początku wizyty. To pytanie było już strandardem.
- Czuję moc i siłę. - byłam zdecydowana, po raz pierwszy od jej śmierci.
- Wspaniale, Charlie- uśmiechnął się serdecznie- Mogłabyś mi opowiedzieć dlaczego poczułaś się tak dobrze?
Nawijałam przez następne pół godziny. Po jego wizycie usiadłam na kanapie i usnęłam. Zmęczyłam się tym opowiadaniem. Po godzinie 15.00 wysłałam do El SMS-a:
- Przyjedziesz do mnie z lekcjami? Muszę uzupełnić. 
- Charlie nie dziś. Mam parę spraw na głowie. Wytłumaczę Ci jutro, jak przyjadę. Będę o 16.00.
Ahh, to było kolejny szary, pusty dzień. Nudy i nic więcej. Postanowiłam wyjść z domu po raz pierwszy od czasu, gdy wyszłam ze szpitala.   Ubrałam na siebie zwykły T-shirt, rurki i conversy. Na początek wybrałam się do galerii. Niedługo urodziny Naomi, muszę coś jej kupić. Byłam na miejscu. Godziny przymierzania, wybierania i łapania okazji. To był mój styl, kochałam zakupy. Zawsze chodziłam na nie sama. W każdym momencie myślałam o mamie, bez wyjątku. Było mi jeszcze źle, ale wiedziałam, że chcę abym była silna. Więc muszę być. Dla niej. Po paru godzinach wróciłam do domu. Po raz pierwszy miałam udany dzień.